z ŻYCIA wzięte

"Nic nie widziałem, nic nie słyszałem"

Oglądaliście kiedyś tę komedię (ang. See No Evil, Hear No Evil)?

Bohaterami filmu są niewidomy Wally Karew i niesłyszący, jednak umiejący czytać z ruchu warg, Dave Lyons. Parę dni po zatrudnieniu Wally'ego w sklepie Dave'a przychodzi klient. W czasie, gdy Dave odwrócony do niego tyłem czyta mu ulotkę leku, zostaje on zastrzelony. Wkrótce na miejscu zjawia się policja i aresztuje Wally'ego i Dave'a. Na komisariacie Wally zeznaje, że nic nie widział, ale za to słyszał strzał i poczuł zapach perfum, a Dave, że nic nie słyszał, a jedyne co widział to nogi kobiety (morderczyni). Policja nie wierząc w ich zeznania postanawia ich aresztować. Uciekają oni jednak, wtopieni w tłum protestujących. Od tej pory poszukuje ich nie tylko policja lecz także mordercy szukający drogocennej złotej monety.

Zaraz, zaraz, nie o film mi chodziło, tylko o to, co niedawno przeżyłem.

Pewna studentka poprosiła mnie o pomoc w przygotowaniach do egzaminu z matematyki. Chodziło o macierze, układy równań z kilkoma niewiadomymi itd. Żal mi się dziewczyny zrobiło, więc obiecałem jej pomóc. Co prawda był pewien problem - odległość - i w sumie czas też - to jednak dwa problemy. Zawsze udzielałem korepetycji siedząc obok ucznia. "Ale od czego jest e-learning?" - pomyślałem. Skoro oboje mamy Internet i Skype, to powinno się udać. Co prawda jest trochę ciężko jak nie widzi się tego, co uczeń pisze, ale od czego mamy język w ustach. Pomyślałem, że to, czego nie będziemy widzieć, nadrobimy kanałem werbalnym.

Nieszczęścia chodzą parami

Niestety, do braku "wizji", o którym przed chwilą napisałem, doszedł jeszcze brak "fonii". Jak mówi zacytowane powyżej stare polskie przysłowie, dostałem zapalenia krtani i nie mogłem mówić. Myślałem, że mi przejdzie, ale to nie taka prosta sprawa. No i nadszedł ten dzień. Studentka na Skype'ie gotowa, wcześniej nawet przysłała mi zeskanowane kartki z zeszytu z zadaniami, ale ja tak nie bardzo gotowy. No ale spróbujemy. Odbieram rozmowę i z trudem wykrztuszam, że mówić nie mogę, więc chyba będę tylko pisał na czacie. (Miałem nadzieję, że chociaż ona będzie mi czytać na głos i mówić to, co sama pisze.) A tu zaskoczenie. Dziewczyna okazała empatię. Skoro ja nie będę mówił, to ona też i oboje wyłączyliśmy mikrofony (może trochę przepustowości żeśmy zaoszczędzili?).

Jednak się udało

Trwało to co prawda długo i na raty, ale jakoś sobie z tym wszystkim poradziliśmy. Studentka udostępniła mi swój pulpit i pisała w Paint'cie. Na czacie dyskutowaliśmy o bieżących zagadnieniach i napotkanych problemach. Najtrudniej było wskazać miejsce, w którym trzeba było coś poprawić, ale na odległość też można "podać sobie kartkę" - wystarczy zapisać, wysłać, otworzyć i już. Efekt tego wszystkiego? Próbka jest poniżej.
"Potrzeba matką wynalazków"


PS. A tak w ogóle to dobrze rozwiązaliśmy?

Brak komentarzy: